Płakałem dzisiaj nad ranem

patrząc na odchodzący sen.

W korowodzie nocnych zdarzeń

kłamałem szeptając Ci do ucha,

gdy nasze myśli krążyły dookoła siebie

splatając swe dłonie.

Potem Ty mówiłaś...

słowa odbijały się jak od lustereczka

mej zamkniętej miłości

oddychającej wśród nieprzeniknionego czasu.

Zapłakane oczy szukały Twych włosów

i tylko usta zmęczone milczały.

Bo ja bym tak chciał 

słuchać zawsze Twych słów,

usiąść i patrzeć na włosów splot,

gdy spokojny zapada zmrok

niewinny wieczór naszych myśli.

Wiesz, ja lubię takie wieczory.

   

Omotany oddechem Twego świata

u ciebie szukam światła,

choć między nami płomień świecy.

Gorący wosk skapuje nam na dłonie,

a wiatr pustynnych dni i nocy

gna o nic nie pytając nas.

Dokąd mnie i Ciebie zawieje? Nie wiem.

Na której stacji mam wysiąść? Nie pytam.

Może się kiedyś ten pociąg donikąd zatrzyma,

a wtedy, w barze przy torze zamówię kawę,

wypiję i zapalę nowego papierosa

i pomyślę o tamtym ulubionym wieczorze.