Wróciłem z wielkiej podróży Panie!

Po stokroć podnosiłem swój żagiel

i płynąłem od słowa do słowa....

a ty mi każesz znowu wyruszyć

na przestrzenie mych wędrówek,

na niespokojne wody,

żyć wśród szczurów z błyszczącą sierścią,

grzebiących w popielniczce z niedopałkami.

Tyle łez upłynęło jak deszcz,

wicher rwał żagle zwątpieniem,

choć ja, wieczny tułacz i żeglarz

nie zwątpiłem... nigdy!?

Tyle modlitw o brzeg,

skrawek ziemi na drodze mej łodzi,

niedopita szklanka miłości tańcząca z Marią na stole

śpiewa właśnie o tym!

Bo moją bronią jest gitara,

jest nią i mój śpiew,

wiatr na wantach jak na strunach gra,

śpiewa moja fajka, śpiewa i łajba stara,

że znalazłem dom po wielu sztormach i ciszy.

Więc Panie... uśpij rozszalałe wody morza,

niech dłoń, pomoże dłoni... Maria?

Boże! Niech więcej o tym nie słyszy.